Suplementy nie na zdrowie

    Suplementy nie na zdrowie

    WPROST Numer: 17/2014 (1625) Autor  Agata Jankowska

    Co trzecia Polka i co czwarty Polak regularnie zażywa suplementy diety. Niepotrzebnie. Większość takich preparatów nie pomaga, a niektóre mogą mieć działanie niepożądane.

    Na odchudzanie, na udany seks, na wątrobę, stres, odporność pomoże, jak zapewnia reklama, złoty środek, czyli suplement diety. Tymczasem drogie preparaty to nie tylko pieniądze wyrzucone w błoto, ale także duże ryzyko. Lekarze biją na alarm. – Zażywając suplementy diety, myślimy, że sumiennie dbamy o zdrowie własne i rodziny, dzieci. To iluzja. Nie dość, że nie poprawiamy, to jeszcze szkodzimy – mówi prof. Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska, kierownik Zakładu Farmacji Klinicznej i Opieki Farmaceutycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jej zdaniem zdrowy człowiek, odżywiający się racjonalnie i aktywny fizycznie, nie potrzebuje suplementów diety. Tym bardziej nie potrzebuje ich żaden chory. Bo suplement z założenia nie leczy, przecież nie jest lekarstwem. – Przyjmując te preparaty, ludzie odpuszczają dbanie o siebie, troskę o prawidłowe komponowanie posiłków. Idą na łatwiznę – grzmi ekspertka.

    To nie są cukierki

    Nikt nie wie, ile rodzajów suplementów znajduje się na rynku. Szacuje się, że nawet 15 tys. W zeszłym roku w Polsce sprzedano około 150 mln opakowań, czyli szacunkowo każdy z nas spożył cztery pudełka. Według danych IMS Health Poland Polacy wydali w 2013 r. 3 mld zł na suplementy diety, a na wszystkie preparaty bez recepty 11,2 mld. Dla porównania, na wszystkie leki na receptę w tym samym roku wydaliśmy 15,2 mld zł. Światowe badania jednoznacznie obalają mit o cudownym działaniu suplementów. Autorzy raportu przygotowanego na zlecenie rządu USA nie znaleźli żadnych dowodów, jakoby chroniły one przed chorobami serca i nowotworami. Nie przedłużają życia i nie spowalniają rozwoju demencji ani innych schorzeń mózgu. Inni naukowcy z USA po 12 latach badań uznali, że zażywanie multiwitaminowych suplementów to tylko strata pieniędzy. Publikując wyniki w „Annals of Internal Medicine”, napisali: „Nie chronią przed chronicznymi chorobami ani przed przedwczesną śmiercią. Powinniśmy więc ich unikać”. W jeszcze innym badaniu wykazano, że wiele preparatów witaminowych, zwłaszcza tych zawierających witaminę B 6 , kwas foliowy, żelazo, magnez cynk i miedź, wręcz podnosi ryzyko zgonu.

    – Przedawkować można wszystko. Przyjmowanie witamin bez uzasadnienia może blokować naturalny metabolizm, układy enzymatyczne i własny system obronny – przestrzega prof. Kozłowska- -Wojciechowska.I dodaje, że mało wiemy o reakcjach, jakie mogą zachodzić między zażywanymi suplementami a lekami, a nawet zwykłym jedzeniem. Anestezjolodzy publikują listę suplementów, które należy odstawić na dłuższy czas przed planowaną operacją. Niestety pacjenci rzadko się przyznają, że na własną rękę zażywają inne preparaty niż przepisane przez lekarza. A taka mieszanka bywa naprawdę groźna.

    Jak suplement diety może nam zaszkodzić? Eksperci sypią przykładami. U kobiet ciężarnych przedawkowanie witaminy A może prowadzić do uszkodzenia płodu. Nadmierne ilości witaminy C mogą być przyczyną kamicy nerkowej i zaburzeń czynności przewodu pokarmowego. Nadmierna kumulacja witaminy B 6 może powodować neuropatię. Kwasy omega-3 w nadmiernej dawce mogą mieć powiązanie z rakiem prostaty. Aż 75 proc. kobiet, które trafiły do gabinetu dr Michała Mularczyka, dietetyka i internisty, stosowało na własną rękę kuracje odchudzające wspomagane suplementami diety. – Tak naprawdę przy każdej diecie jest potrzebna rozsądna suplementacja. Jednak zalecane są preparaty całkowicie naturalne, stosowane po przeprowadzeniu wcześniejszych badań lekarskich i dawkowane najlepiej pod kontrolą lekarza. Jednak firmy, które przestrzegają norm i etyki, dokładnie badają własne produkty i bazują tylko na naturalnych składnikach, można policzyć na palcach jednej ręki – przestrzega dietetyk. Dodaje, że należy odróżnić prawdziwe suplementy diety zawierające witaminy i minerały od „wydumek” podobno wspomagających odchudzanie.

    Suplementy diety dla dzieci występują często w atrakcyjnej formie lizaków albo żelków. – To nie są cukierki – ostrzega prof. Kozłowska-Wojciechowska. – Rodzice pod wypływem reklam kupują coś profilaktycznie, choć nie mają żadnych podstaw, by sądzić, że dziecko ma niedobór jakiejś witaminy czy minerału. Uważają, że wydając pieniądze, dbają o zdrową dietę swoich dzieci, a jednocześnie zaniedbują podstawy zdrowego żywienia. Tymczasem nadmiar witamin blokuje u dzieci ich własny naturalny system odpornościowy. Jeśli podajemy im suplementy bez wyraźnego wskazania, to zwyczajnie szkodzimy.

    Jak ser i pietruszka

    Skoro są aż tak szkodliwe, dlaczego można je kupić w każdej aptece i drogerii? – Zgodnie z ustawodawstwem UE i polskim suplementy diety to żywność. Formalnie biały ser, pietruszka i tabletka suplementu to ta sama kategoria – tłumaczy prof. Zbigniew Fijałek, dyrektor Narodowego Instytutu Leków (NIL).– Preparaty wielominerałowo-wielowitaminowe przez wiele lat były w Polsce zarejestrowane jako leki na receptę i pacjent mógł je nabyć tylko na wyraźne zalecenie lekarskie. Wraz z przyjęciem norm UE nasze prawo się zliberalizowało.

    Nie ma procedur państwowych, które w sposób regularny kontrolowałyby ich jakość i zawartość. Zanim lek zostanie dopuszczony do sprzedaży, przeprowadza się wieloletnie badania, kosztowne testy i skrupulatne kontrole. – Wprowadzeniu na rynek nowego suplementu towarzyszy procedura podobna jak przy założeniu budki z warzywami. Należy zgłosić działalność do sanepidu i wysłać e-maila do Głównego Inspektoratu Sanitarnego z powiadomieniem, że zaczynamy sprzedawać suplement o takim i takim składzie – tłumaczy Jan Bondar, rzecznik GIS. – W efekcie w wielu dostępnych suplementach diety znajdujemy dziwne substancje chemiczne – tłumaczy prof. Fijałek. W zeszłym roku na rynek trafiło kolejne 4,5 tys. nowych suplementów diety.

    Do około 25 proc. preparatów GIS ma zastrzeżenia. Ale jedyne, co może zrobić, to poprosić producenta o przedstawienie opinii Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych, czy dany produkt mieści się jeszcze w kategorii „żywność”. Producent nie ma jednak obowiązku przedstawienia takiej opinii. Suplementy są kontrolowane tak jak inne rodzaje żywności, pod kątem ewentualnych zanieczyszczeń, np. metalami ciężkimi. Rocznie pobiera się około 1,1 tys. próbek. – Jeśli badania wykażą, że w suplemencie pojawiła się substancja farmakologiczna, powiadamiamy prokuraturę – zapewnia Jan Bodnar. Problem pojawia się, gdy suplement należałoby z rynku wycofać. Wtedy trzeba udowodnić nie tylko to, że skład preparatu nie jest tożsamy z informacją na opakowaniu, ale że jest szkodliwy, a to bardzo trudne i kosztowne dla budżetu państwa. Sprawy ciągną się miesiącami, a nawet latami, a suplement cały czas jest dostępny w sprzedaży.

    NIL już kilkakrotnie wykrył, że niektóre z reklamowanych preparatów gwarantujących erekcję zawierają sildenafil, czyli silny środek farmaceutyczny znajdujący się w viagrze, leku dostępnym tylko na receptę. – Możemy badać wyrywkowo suplementy diety, między innymi na obecność metali ciężkich, pestycydów, kontrolować czystość mikrobiologiczną w produktach pochodzenia naturalnego. Nikt jednak nie sprawdza, czy suplement rzeczywiście zawiera to, co deklaruje producent, lub czy nie zawiera czegoś więcej – mówi prof. Fijałek. – Kupiliśmy w aptece osiem reklamowanych, znanych suplementów. Wszystkie osiem stanowiły suplementy sfałszowane, czyli ich skład diametralnie różnił się od podanego w rejestrze. Ostatnio w ramach projektu unijnego przebadano w całej UE około 370 produktów „na odchudzanie” dostępnych w różnych kanałach dystrybucji, oficjalnych i nieoficjalnych, najczęściej internetowych. Około 47 proc. zawierało nielegalną substancję – sibutraminę, pochodną amfetaminy. Skuteczną, ale bardzo niebezpieczną. W UE zidentyfikowano kilkanaście zgonów po jej zażyciu – zżyma się profesor.

    Zdaniem prof. Iwony Wawer, prezes stowarzyszenia pod nazwą Krajowa Rada Suplementów i Odżywek, które w statutowych celach ma zapisane „wspieranie rozwoju branży suplementów i odżywek”, nie ma powodów do zaostrzania prawa, wystarczy, by wszyscy je stosowali. „Rynek suplementów diety wymaga (…) dostępu konsumentów, hurtowników, detalistów do rejestru produktów notyfikowanych. To jest droga do samokontroli rynku i wyraźnego oddzielenia go od produktów nielegalnych” – pisze prof. Wawer w odpowiedzi na pytania „Wprost”. „Wspólne działania branży poprzez branżowe standardy jakości oraz państwowych instytucji kontrolnych poprzez skuteczną ochronę rynku przed nielegalnym wprowadzaniem produktów, mogą przynieść pożądane rezultaty” – tłumaczy prof. Wawer.

    Leniwi i łatwowierni

    Według badań co trzecia Polka i co czwarty Polak regularnie spożywają suplementy diety. Wśród państw europejskich w tej kategorii wyprzedza nas tylko Rosja. Zdaniem dr. Michała Mularczyka tak wysoki wskaźnik spożycia śmieciowych suplementów wynika z naszego lenistwa intelektualnego i fizycznego. – Nie chce nam się czytać, edukować i poszukiwać. Wolimy kupić w drogerii byle co i naiwnie ufać, że zadziała. Nie chce nam się uprawiać sportu i przygotowywać zbilansowanych posiłków. Tymczasem na każdym opakowaniu preparatu odchudzającego jest informacja: zadziała przy stosowaniu diety i wysiłku fizycznego. To znaczy, że bez tego nie mamy co liczyć na efekty – tłumaczy dietetyk.

    Prof. Fijałek dodaje, że ludzi mami też sposób opakowania suplementów – identyczny jak leków – który sugeruje klientom, że mają do czynienia z czymś, co leczy. A przecież leczyć nie może, bo formalnie nie jest lekarstwem. Ale najbardziej winna popularności suplementów diety jest reklama. To pod jej wpływem, zdaniem lekarzy, Polacy masowo i bezmyślnie sięgają po niepotrzebne im preparaty. W 2012 r. rekordzista zainwestował w reklamę telewizyjną suplementów 850 mln zł. Nie dziwi więc częstotliwość nadawania spotów zachwalających cudowną moc suplementów. – Bombardowani reklamami konsumenci wierzą, że bez suplementów nie będą w stanie normalnie żyć. Boją się, że jeśli wieczorem nie wezmą pigułki, nie dożyją jutra albo obudzą się z drastycznym niedoborem jakiegoś minerału. Są przekonani, że suplementy są gwarantem zdrowia i warto je spożywać, choćby profilaktycznie – przestrzega prof. Fijałek. Jan Bodnar z GIS wymienia niedozwolone, a często używane przy reklamowaniu suplementów sformułowania: „Zwiększa wydajność pracy serca, rozszerza naczynia krwionośne, normalizuje ciśnienie krwi”, „wskazany dla osób chorych na…”, „zapobiega (tu nazwa choroby)”, „utrata masy ciała do 10 kg w miesiąc”, „należy stosować w stanach grypy i przeziębienia”, a także wszelkie obrazki wskazujące czerwonym kolorem miejsca stanu zapalnego – to tylko niektóre z bezprawnych chwytów reklamowych, do których uciekają się reklamodawcy.

    – Kiedy słyszę w reklamie o naturalnym magnezie, to aż mnie trzęsie. Przecież to jest oszustwo. Nie ma nienaturalnego magnezu! Nie ma nienaturalnego pierwiastka z tablicy Mendelejewa – denerwuje się prof. Kozłowska-Wojciechowska. – Nikt nie wie, czego mu w organizmie brakuje, dopóki nie zrobi badań! Profesor Fijałek natomiast stara się szerzyć hasło „Rozsądek a zdrowie”. – Apeluję do wszystkich: zachowajmy zdrowy rozsądek. Zastanówmy się, czy te produkty są nam rzeczywiście potrzebne. Zwłaszcza że nie brakuje nam przecież zdrowej żywności w naturalnej postaci. Nie musimy jej spożywać w sprasowanej tabletce.

      Autor  Agata Jankowska

    WPROST Numer: 17/2014 (1625)